środa, 16 listopada 2016

Naprawdę 0.2 - wstęp do opowowiadania

To już dziesięć lat. Dziesięć lat wolności wywołanej (o ironio) przez wojnę.
Ta, za trzecim razem poszła za daleko. Ziemię otuliła ciężka, radioaktywna powłoka powstała z pola grzybów atomowych, które wyrosły w przeciągu kilku godzin na obszarze całej kuli ziemskiej.
Ci, którym udało się cudem przeżyć śmierć cywilizacji, zmuszeni zostali do przeprowadzki do metra, czy bunkrów. Straciliśmy wszystko.
Jednak słusznie mówili, że człowiek potrafi się przystosować do każdych warunków, bo wylizaliśmy się z tego wszystkiego dość szybko. Nie mieliśmy innego wyjścia. Albo wstajesz i idziesz dalej, albo leżysz i czekasz na Śmierć, która podąża tą samą drogą i z chwili na chwilę jest coraz bliżej.
My się nie poddaliśmy. Zapowiadało się normalnie - jak co roku na zlotach. Jednak wyszło inaczej. Zupełnie inaczej. Jednak przez zlot byliśmy przynajmniej odpowiednio wyposażeni. Przez to na start mieliśmy agregaty, zapasy jedzenia, miejsce do spania, ubrania... Ale to wszystko się kończyło. Musieliśmy organizować wypady na powierzchnię. Coraz dalej i dalej.
My się nie poddaliśmy. Jest tu nas ponad dwa tysiące, i stawiamy czoła wszystkiemu co działo się w Bornem od początku końca. Znaleźliśmy tu bezpieczne miejsce, gdzie wszyscy się pomieścili. Podziemne miasto. Sami nie wierzyliśmy. Ale zostawię to na inny raz.


Podziemne miasto, na wieczornej zmianie

Siedzę, towarzysząc wartownikom na zmianie przy wyjściu pod Domem Oficera. Wyczerpana opowiadam o dzisiejszym wypadzie na powierzchnię i znalezisku. Kończąc, milknie również Ivan ze swoją gitarą, skupiając się na tym, co przed chwilą powiedziałam. Wokół panowała cisza. Jednak to była ta przyjemna cisza, której towarzyszyły trzaski ogniska. Siedzieliśmy wokół niego, otuleni jego ciepłem, pijąc herbatę.
To test to.
Apokalipsa w takich momentach wydaje się przyjemniejsza, niż życie przed nią.
Dlaczego? Bo teraz jesteśmy prawdziwi. Nie mamy już podczepionych sznurków, za które pociągają “władcy świata”. Jesteśmy wolni od piorącej mózg telewizji, która karmiła nas szmirą. Od tych, co mówią jak “należy”, czy od miejsca wszystkich ameb umysłowych, czy maniaków widzących tylko czerń i biel, Internetu.
Kiedyś ludzie to lubili. Lubili być więzieni. Lubili, gdy ktoś myślał za nich. Bo niby z jakiego innego powodu dawali się tak łatwo omamiać? Byli zbyt leniwi, zbyt ufni albo ślepi. Choć zdarzali się tacy, których charakteryzowały wszystkie te cechy. Tych też było na pęczki.
Leniwi przemierzali tylko te wydeptane ścieżki, by nie przemęczać się, czy nie cierpieć przy szukaniu nowych, własnych dróg.
Zbyt ufni zawsze wierzyli w to, co im mówiono, biorąc wszystkich, którzy im pasowali za specjalistów, którzy wiedzą lepiej. Których trzeba słuchać, bo tak.
Ślepi widzieli tylko czerń i biel. Widzieli tylko skrajności i tylko je akceptowali. Nie potrafili sobie wyobrazić, że pomiędzy czernią a bielą jest jeszcze cała paleta barw. Może było to dla nich za trudne. Niepojęte. Zawsze ścierali się z sobą – która skrajność jest tą dobrą?
Dochodziło zawsze do zamieszek między grupą czerni i grupą bieli.
Dopiero teraz tak na prawdę zaczynamy żyć. Po śmierci.
Po śmierci elektroniki, mediów. Po wydostaniu się spod chciwych łap władców świata.
Potrafimy myśleć samodzielnie. Teraz nie wpływają na to rozmaite środki masowego odbioru. Wyzwoleni. Sami decydujemy o tym, jak mają wyglądać nasze poglądy, ideały czy wiara. Nikt nie dąży bezmyślnie za jakąś ideą, nikt nie powtarza tego, co inni mówili.
Umysły wolne od ograniczeń takich jak telewizja czy Internet w formie GPSu prowadzącego nas przez życie za rączkę.

Koniec świata został początkiem naszego życia.

poniedziałek, 14 listopada 2016

Wielokulturowość - dobrze hodowana, wcale nie jest taka zła

Bu! Dawno mnie tu nie było, co? Prawie rok. Sporo się działo przez ten okres, tematów i czasu do pisania było zdecydowanie mniej. Chęci w sumie też.

Ale! Nie o tym. 
Mieszkając w Norwegii ponad rok zdążyłam dowiedzieć się bardzo dużo o tutejszej kulturze, jak i trochę o innych krajach.

Jak wiadomo - Norwegia jest bardzo często szkalowana za ich podejście do imigrantów. Za taką otwartość kulturową a przy tym lekkomyślność. Nie będę jej teraz bronić, ponieważ w bardzo wielu sprawach jestem z nią sprzeczna, jednak chcę pokazać, że mimo tego otwartość na inne kultury też bywa dobra!

Oczywiście to również zależy z jakimi ludźmi ma się do czynienia. 
Od tego roku szkolnego (od sierpnia) jestem w klasie w całości złożonej z obcokrajowców. Ludzie są dosłownie z wszystkich zakątków świata. Jednak jak można się spodziewać - największy procent to Somalia i Irak.

Ludzie z tej klasy mieszkają w Norwegii co najmniej dwa lata (no, jestem wyjątkiem pod tym względem), co za tym idzie są w miarę ogarnięci, a za razem zwracają dużą uwagę na swoją kulturę, i często w rozmowach zwracają również uwagę na różnice pomiędzy Norwegią a ich ojczyzną, jednocześnie nie narzucając swoich przekonań innym rozmówcą. Wiele przez to można się nauczyć.

Od sierpnia siedząc z nimi codziennie prawie pół dnia, rozmawiając i starając się dowiedzieć więcej poznałam parę zwyczajów z innych krajów. Tak, a to za pomocą właśnie wielokulturowości Norwegii. A im większa wiedza tym lepiej, prawda? To właśnie do tego się dąży?

Poniżej znajdziecie parę ciekawostek związanych ze zwyczajami i codziennością w innych krajach. Mam nadzieję, że na liście znajdzie się coś, o czym nie mieliście pojęcia.

1. W Norwegii, gdy jedziesz autobusem, który jest pusty, bądź jest miejsce, by usiąść samemu, nie możesz usiąść koło kogoś. Oczywiście nie licząc znajomego.
Norwegowie bardzo cenią sobie przestrzeń osobistą do tego stopnia, że powstała właśnie ta zasada.

2. W Hiszpanii skala ocen w szkołach jest od jeden do dziesięć.

3. Mimo pozorów Norwegowie, jako jednostki są zazwyczaj bardzo zamknięci. Sama Norwegia stara się wpuszczać do kraju jak najmniej zagranicznych produktów właśnie przez dwa powody, które tyczą się właśnie takiego podejścia Norwegów:


  • Gdyby sklep sprowadził jakiś towar z zagranicy (mam tu na myśli przede wszystkim produkty spożywcze), przeważnie więcej na tym stracą niż zarobią, ponieważ Norwegowie nie są przekonani do zagranicznych produktów.



  • Norwegowie kupują zawsze to samo. Czyli sprawdzone od lat produkty. Co sprawia, że w pewien sposób żyją bardzo monotonnie. Jednak jak widać im to nie przeszkadza.

Kolejne pokolenia zazwyczaj kupują to, co kupowało się w ich rodzinnym domu, co kupowali rodzice, a z kolei ci zawsze wybierali to, co wybierali ich rodzice. I tak to się ciągnie, więc nowy towar zawsze ma małe szanse dobrego przyjęcia się przez klientów.

4. Gdy pojedziesz do Serbii i powiesz komuś, że ma ładne dziecko, dla Serba będzie to znaczyło to samo co obraza. U nich się mówi, że dziecko jest po prostu brzydkie. I to jest u nich na poziomie dziennym, jak i zahacza o dobre wychowanie.

5. Najbardziej popularnym sportem na Litwie jest koszykówka.

6. Norweski jest bardzo ubogim językiem. Jednak to jest nic takiego. Jednak sposób w jaki potrafią tworzyć słowa jest dla mnie nie pojęty. Dwa najdziwniejsze przykłady? Proszę bardzo!


  • Piggsvin = jeż. Przy czym: pigg = kolce, svin = świnia.



  • Rumpetroll = żabia kijanka. Ale: rumpe = tyłek, a troll, to po prostu troll.


7. W języku hiszpańskim występuje również słowo "pies". Pisze się i czyta tak samo jak po polsku. Jednak po hiszpańsku to znaczy "jedzenie".

8. W Etiopii mówi się w osiemdziesięciu czterech językach. Język urzędowy - amharski.

9. Tam również telewizja składa się tylko z jednego kanału.

10. Belgowie częściej słodzą popcorn, niżeli solą.

11. Somalijski ma tak ubogi zasób słów, że w rozmowach między sobą używają często słów z języka angielskiego, bądź w przypadku mojej klasy - norweskiego. Więc nawet jeśli gadają w swoim języku, to często mogę się domyślać o czym, ponieważ często słychać w ich rozmowach również norweski i angielski.

12. Przez Norwegów ciekawym faktem o Polakach są uważane firanki. Dokładnie tak. Z racji tego, iż sami ich w ogóle nie używają, twierdzą, że to jest tu typowe właśnie dla naszych rodaków. A sami czasem mówią żartobliwie, że "firanki, to ozdobny materiał na okno, którego używają Polacy".

13. Pakistańczycy mają danie, które bardzo przypomina nasze polskie, pyszne gołąbki. Z tego, co dowiedziałam się od kolegów z klasy - robi się je tak samo, bądź bardzo podobnie do polskich. Tylko sos, w którym je przyrządzają jest dość pikantny.

14. W języku norweskim występuje słowo "syn" (mówi się i pisze tak samo), jednak oznacza ono "wzrok" bądź "punkt widzenia".
Innym przykładem jest słowo "stol" [stulь]. Oznacza ono "krzesło".
Polacy bardzo często mają z nim problem, i stół (bord) nazywają krzesłem.

niedziela, 13 grudnia 2015

Święta w Skandynawii

Norwegowie czekając na święta Bożego Narodzenia robią wokół tego więcej zamieszania, niż my w Polsce. Wszystkim Norwegom w oczekiwaniu na święta towarzyszy kalendarz adwentowy. Nawet w szkołach jest związana z nim... tradycja?

Tak, jak u nas w Polsce losujemy kto komu robi prezent na wigilię klasową, tak tutaj losuje się kto komu robi prezent na kalendarz adwentowy.


Na czym to polega? Gdy wszystkie prezenty są już w klasie (przynosi się je 1 grudnia), zaczyna się wyczekiwanie. Prezenty składa się w jednym miejscu, a nauczyciel codziennie losuje jedną osobę, która właśnie dzisiaj dostanie swój prezent.

Jednak, zamiast losowania prezentów nauczyciel robi również taki kalendarz adwentowy dla całej klasy. Pakuje małe upominki w papier, wiąże je na sznurku,  podpisuje imionami uczniów i numeruje.
Taki kalendarz adwentowy wisi sobie w klasie na ścianie. Uczniowie codziennie z zapałem sprawdzają, kogo dzisiaj jest kolej, na odebranie drobiazgu.


Oprócz takiego odliczania dni do Bożego Narodzenia, organizowane są również julemarked, czyli wielkie, Bożonarodzeniowe jarmarki.

Ciekawą tradycję ma również miasto Bergen, gdzie w czasie adwentu powstaje największe na świecie miasto wykonane w całości z piernika.
                               
Podczas Wigilii (Julaften), na stołach pojawia się wiele norweskich „przysmaków”, takich jak: juleribbe - żeberka jagnięce;  lutefisk (już wiecie co to jest, nie chciejmy do tego wracać), na deser natomiast: kransekake - popularne ciasto migdałowe w kształcie pierścienia, jak i riskrem - kaszka ryżowa z bitą śmietaną i podawana z czerwonym sosem, a także julegrøtt, czyli rodzaj puddingu, w którym ukryty jest migdał. Osoba, która znajdzie w swoim julegrøtt migdał, cały przyszły rok będzie miała szczęście.

Jak brzmią po norwesku życzenia świąteczno-noworoczne? God jul og godt nytt år!




Choinka niektórym Norwegom się źle kojarzy?

Oczywiście. Kiedyś, gdy cała Skandynawia była jeszcze pogańska, wieszało się właśnie na choinkach ofiary dla bóstw, w formie ludzi, przez co dzisiaj niektórzy Norwegowie są niechętni do ubierania choinki na święta.

To są chyba najciekawsze rzeczy związane z świętowaniem Bożego Narodzenia w Norwegii.

To jak – zostało mi już tylko życzyć wesołych i spokojnych świąt, spędzonych z najbliższymi. :)




wtorek, 1 grudnia 2015

Kwiatek.

"Wypadek samochodowy. Pięć osób nie żyje, dwie ciężko ranne.", "Napad na sklep. Jedna osoba nie żyje.", "Ojciec zabił córkę i swoją żonę."

Takie nagłówki często widzisz w internecie, w gazetach, często słyszysz o tym w radiu, czy telewizji.

Dlaczego z taką łatwością przychodzi mówić nam o śmierci?

Codziennie dowiadujesz się o jakimś wypadku, samobójstwie, czy zabójstwie. Wszelkie przekazy masowe codziennie wspominają o takowych sytuacjach. Tylko - dlaczego?

Zobacz - Ty i tak zakodujesz co najwyżej, że coś się stało, Reszta też po chwili zapomni. No - może za parę dni co najwyżej. Więc po co wspominać o tym? Czy śmierć stała się czymś, co jest wykorzystywane w mediach, gdy nie ma nic więcej do powiedzenia, a to, co jest nie wystarcza?

"pamiętasz jak w dzieciństwie płakałeś nad grobem
zabitego ptaka
popatrz jak teraz reagujesz
gdy płynie krew po ulicy
powiedz coś"

No właśnie. Czy to nie jest adekwatne do tego, o czym piszę? 
Człowiek przyzwyczaja się do śmierci. Do śmierci, która go otacza - w końcu takie wiadomości stają się dla niego po prostu nudne. Staje się niepodatny na tragedię innych. Słucha, czyta i widzi je - ale przestaje w jakikolwiek sposób reagować. 

Może sama piosenka nie odnosi się do tego o czym piszę - jednak ten fragment pasuje.



Dalej...


Dlaczego ludzie na skraju wykończenia psychicznego, tacy, co prawie nie zawahaliby się odebrać sobie życia, dostają ułatwiony dostęp do szybkiej śmierci?

O co chodzi? 
"Pigułki szczęścia". Niby dużej ilości osób pomagają. Jednak - pomagają tylko tym, którzy mają jeszcze gdzieś tam w sobie zakopane odrobinę wiary, nadziei. Antydepresanty pomagają zazwyczaj odkopać je i pomnożyć.

Jednak co, gdy nie ma nadziei?
Wtedy człowiek wchodzi w posiadanie śmierci w pigułce. Zamiast szczęścia. W końcu - ile osób popełniło samobójstwo poprzez nałykanie się tego? Albo poprzez zmieszanie tabletek z alkoholem...?

Antydepresanty - pigułki, które są jednocześnie szczęściem, i pomocą, jak i śmiercią, szybką metodą na ugoszczenie jej u siebie.

Idąc dalej tą drogą dochodzimy znowu do wniosków:
Wszystko, co nas otacza, każdy z nas może odbierać inaczej. Niby jest ustalona wspólna definicja różnych rzeczy. Jednak nie da się czasem ugodzić wszystkim. Są takie słowa, dla których nie da się dać odpowiadającej wszystkim definicji.
Między innymi wcześniej wymieniane już życie, ale również szczęście, raj, idealne podejście do życia, czy wiara.

Przykłady?

Znów zostały przeprowadzone ankiety - i tutaj podziękowania dla Pyszki, za inspirację i pomoc. Trzymaj się w tym Poznaniu ;) - w których również można znaleźć odpowiedzi znanych osób. Obydwie ankiety polegały na zdefiniowaniu konkretnego słowa. Raju i szczęścia.

Czym jest raj?


"Raj? święty spokój po wszystkim." - M. Gołkowski

,, Świat bez fałszywych ludzi."

,, No to wtedy, kiedy widzę się z chłopakiem”

,,Raj to szczęście, coś czego nie mogę dosięgnąć. „

,,Bezwarunkowe szczęście, bezpieczeństwo.” 

,,Śmierć.” 

,,Idealne miejsce w którym, chce się spędzać czas bez zmartwień.”

„Raj to właściwie nie miejsce. Tylko stan. Stan, w którym jesteś totalnie, absolutnie szczęśliwa. Gdy robisz to, co kochasz. Gdy jesteś z ludźmi, których kochasz i którzy Ciebie kochają”

,,Nie zastanawiałem się. Pewnie Walhallą. Dla mnie raj i szczęście jest wtedy, kiedy mógłbym się spełniać. Walhalla byłaby takim miejscem.”

„Raj to dla mnie świat gdzie ludzie przestają się nienawidzić i zabijać, czyli coś co nie istnieje. Możemy do niego dążyć, ale go nie osiągniemy. Widocznie zostaliśmy już wystarczająco mocno ukarani za zło, bo nawet raj nam zabrano.  W skocie raj to coś, do czego zmierzamy i w co wierzymy. Możliwe, ze zobaczymy go dopiero po śmierci”

„Nie zastanawiałem się nad tym. Jest taka żydowska opowieść, dokładnie Ci nie powtórzę, ale morał jest taki, że szczęśliwi możemy być tylko tu i teraz, nie żyjąc przyszłością, ani przeszłością. Więc.. dawno nad tym nie myślałem. Jak byłem młodszy to wyobrażałem go sobie jako siedzenie w górach, gdzieś w Tybecie.. albo wgl. w Azji.”

„Może być tak, że dla mnie to jest to kompletna abstrakcja, gdyż gdyby na Ziemi nie było wojen, głodu, chorób, każdy my miał dostatnie, szczęśliwe życie to by było cholernie nudno, przez co powstałyby takie rzeczy przy których logika wysiada.”

"Raj jest miejscem, w którym zostajemy oddzieleni od naszego umysłu. Nasze demony już nie mogą nam zagrozić, w głowie nie tworzą się złe myśli, nie boimy się niczego, przestajemy podlegać schematom, nic nie może nas już skrzywdzić. Jesteśmy wolni i bezpieczni. Odpowiedzialność, stres i zmęczenie ustępuje absolutnemu spokojowi i odpoczynkowi. To jest miejsce, w którym nie ma zmartwień. Bez ograniczeń. Bez cierpienia."


Każdy ma inne spostrzeżenia na różne sprawy. Jak już to było wspominane - wszystko zależy od tego, kto interpretuje.


Czym jest szczęście?


„Nie mam definicji szczęścia. Szczęściem jest chyba hybryda wielu czynników. Harmonijne połączenie miłości, pasji, przyjaźni, satysfakcji, pieniędzy, pogody...” – P. Kędzierski

„Żyć, jak najwięcej czując i jak najwięcej myśląc, za to jak najmniej marudząc. A w wypadku pisarza - by znów posłużyć się cytatem z wyżej wymienionego - "tak zagospodarować czasem czytelnika, żeby nie uznał tego czasu za stracony".” – R.J. Szmidt

„Szczęście  to taki okres gdy  przy mnie jest druga  kochana  osoba.” 

„W sumie, szczęście to stan który osiągamy przez dana rzecz lub czynność którą lubimy.” 

„Definicja mojego szczęścia, to po prostu muzyka.”

„To móc robić w życiu coś, co mnie interesuje, lubię to i sprawia mi radość.” 
"Szczęście, to stan akceptacji wszystkiego, co złe w naszym życiu i jednocześnie skupienia się na rzeczach pozytywnych, które się w nim znajdują. Jest nie osiągalne bez wsparcia ludzi, z którymi czujemy się dobrze i możemy podzielić się naszym życiem. To poczucie własnej wartości, które można osiągnąć tylko poprzez ciężką pracę i stawienie czoła swoim demonom."

"Nie jest możliwe określić tego terminu w kilku zdaniach tak, by oddać jego właściwy sens... Szczęście jest wtedy, gdy czujemy, że niczego więcej nam nie potrzeba. Jest też drogą, którą podejmujemy sami, dobrowolnie, i którą kroczymy własnym, zamierzonym tempem. Szczęście to zdolność do doceniania się tego co ma. Szczęście to wszelkie pozytywne uczucia, które siedzą w człowieku i łaskoczą jego serce. Na szczęście składają się myśli, uczucia, miejsca, daty, wspomnienia, postacie, które podarowały nam uśmiech.
Szczęście to takie małe święto człowieka, jednostki. Indywidualne. A przez to bardzo wyjątkowe."



Znowu to samo. Zawsze tak będzie. Zapewniam Cię o tym w 100%. Nie znajdziesz drugiej takiej samej odpowiedzi. Chyba, że odpowiada ktoś, kim manipuluje tak zwana "większość". Ale to inna bajka.


Dziwnie się potoczyły dzisiejsze rozmyślania. 

Tylko - co ma tytuł dzisiejszego wpisu, do zawartości?

Bardzo dużo. Chciałabym uczcić pamięć zmarłej niedawno, ważnej dla mnie osoby. Dziękuję, za tyle przegadanych godzin na zlotach, czy spotkaniach z GRP. Mam nadzieję, że teraz jest Tobie lepiej.
Gdyby nie Ta właśnie osoba, nie przeczytalibyście tego. Dziękuję.

niedziela, 15 listopada 2015

#0 Prolog




Słońce leniwie wychodziło zza horyzontu rzucając światło na powoli budzący się do życia świat. Z lasku nieopodal powoli wyszło coś, co na upartego mogłoby przypominać przerośniętego bobra z psim ogonem. Zatrzymało się, stanęło na dwóch łapach nasłuchując po czym szybko zerwało do biegu umykając między drzewa. Gdzieś w oddali coś zaryczało gardłowo. Dźwięk poniósł się echem po okolicy. Zza jednego z pagórków wychylił się dzik, niespiesznie dreptając w dół. Zwierze nagle zakwiczało przeciągle, oderwało się od podłoża wirując w powietrzu po czym nadal wydając z siebie przeraźliwie wizgi poleciało skąd przyszło, rzucone jakby przez jakąś niewidzialną siłę. Zewsząd poderwały się wrony kracząc i krążąc nad okolicą. Zona w pełni otworzyła oczy.

- Can I kick it?

Otrząsnęła się i przeklęła w duchu. Znów skupiła się na wszystkim, ale nie na tym co trzeba. Poprawiła przywierającą do ramienia kolbę poczciwego, ale nadal skutecznego SWD i kilka razy szybko zamrugała. Zorientowała się, że mówi się do niej.

- Hm? – mruknęła patrząc w lunetę zamontowaną do karabinu.
- Can I kick it? – powtórzył cicho głos obok
- Meh… - przewróciła oczami - nudzi ci się?
- Ja przynajmniej nie przysypiam – odgryzł się Obserwator – No dalej… Can I kick it? – powtórzył raz jeszcze
- Nie
- No dalej. I tak jeszcze co najmniej godzina przed nami – męczył– w nocy piździło tak, że wargi mi prawie do siebie przymarzły. No…Can I kick it? – podjął jeszcze jedną próbę
- Yes, you can – Westchnęła cicho. Nie odwracała wzroku od lunety, ale była pewna, że właściciel głosu obok się uśmiechnął - A co jeśli nie przyjdą?
- A kiedyś zdarzyło im się nie przyjść? – pytanie było retoryczne.

Pozycję za obalonym dębem wybrali w chwili kiedy ją wypatrzyli. W Zonie ustalanie tego typu rzeczy z wyprzedzeniem było niemożliwe. Zbyt wiele czynników jak choćby przemieszczające się nieoczekiwanie anomalie nie pozwalały na takie opcje. Z resztą, jeszcze parę dni temu, kiedy przechodzili tędy wracając z innej roboty, olbrzymie drzewo za którym teraz się kryli stało dumnie i dawało dom chmarze wron. Miejsce było dogodne. Po prawej mieli kilka trampolin, które wykorzystywali obecnie jak naturalne pole minowe, po lewej kilkadziesiąt metrów otwartej przestrzeni dzięki czemu nikt i nic nie mogłoby ich podejść. Tył był obstawiony przez drugą parę z drużyny. Wymarzone miejsce, na pozycję dla snajpera i na spędzenie kilku godzin w modlitwie o nie pojawienie się stada mutantów, emisji czy nowych anomalii.
Z drugiej strony, nie można było narzekać. Robota była dobrze płatna i nie pracowało się z idiotami. No, prawie…

- Ruch na jedenastej, czterysta metrów – Obserwator przerwał milczenie. Od niedawna był wyposażony w lunetę z dalmierzem, która strasznie ułatwiała im pracę.- Dwóch, idą na pierwszą.

Przemieściła celownik we wskazanym kierunku i złapała w nim kształt. Mężczyzna. Niewysoki, młody, ogolony i obcięty na zero. Skórzana kurtka, sprane spodnie w rosyjskiej florze włożone w wojskowe buty i popularny w Zonie obrzyn w rękach. Trzy metry za nim szedł kolejny mężczyzna. Wyższy od pierwszego. Blond czupryna, kozia bródka, nawet przystojny. Ubrany i uzbrojony tak samo jak jego towarzysz. Na plecach niósł pokrowiec z gitarą. Wyglądali jak zwykli stalkerzy szukający artefaktów i to bardzo niedoświadczeni. Zero ostrożności, szli jakby byli na spacerze.

- Żaden z nich to nie nasz cel – potwierdził jej przypuszczenia Obserwator - Pierdoleni turyści - parsknął – No, łap oddech, Słodziaku – odezwał się do niej
- Nie mów tak na mnie – syknęła
- Mhm – odmruknął

Wiedziała, że i tak będzie mówił. Mijały kolejne minuty. Słońce było coraz wyżej. Zaburczało jej w brzuchu. Chciała sięgnąć po batonika schowanego w kieszeni spodni, ale szybko skarciła się za tą myśl. Jedzenie, picie i tycie po robocie.

- Ruch, godzina pierwsza, sześćset metrów.

Od razu złapała go w lunecie. To już nie był amator. Ubrany był identycznie jak oni w maskałat w kamuflażu partizan zlewający go z otoczeniem. Kapelusz w tym samym kamuflażu a na niego nałożona zielona moskitiera skutecznie maskująca twarz i jednocześnie nie krepująca ruchów. Kamizelka taktyczna i jakiś nowszy model AK w rękach. Przycupnął na linii drzew w lasku z którego wcześniej wyłoniło się bobrowate stworzonko, które najwidoczniej powędrowało gdzieś dalej. Lustrował otoczenie przed sobą i po chwili uniósł nieznacznie prawą dłoń dając nią komendę „na przód” i ruszając po skosie na godzinę dwunastą. Po chwili z pomiędzy drzew wyszedł kolejny człowiek ubrany tak samo ubezpieczając swój sektor. Za nim kolejny, trzymający jedną ręką skutego mężczyznę w ukraińskim mundurze. Najechała celownikiem na jego twarz. Stary. Siwe włosy. Podbite oko. Z lasu wyszedł jeszcze jeden, ubrany jak jego towarzysze. Ubezpieczał tyły.

- Uwaga – mruknął obserwator – Dziadek w kajdankach, to nasz cel. Odległość pięćset metrów, maleje... bezwietrznie. Brak anomalii na linii strzału. Masz zielone światło

Dostosowała lunetę do odległości i najechała na niczego nie spodziewający się cel. To tylko cel… Jego twarz znalazła się na środku krzyża. Prowadzący znów zatrzymał oddział zaniepokojony czymś. Teraz. Delikatnie pociągnęła za spust. Kolba uderzyła przyjemnie w ramię. Strzał poniósł się echem po okolicy. Widziała jak z głowy mężczyzny bryzga krew a ciało bezwolnie opada na ziemię. Czwórka pozostałych na polanie ludzi rzuciła się na ziemię znikając w trawie.

- Pocisk w celu. Ładnie – Obserwator poklepał ją po plecach – No, ruszaj tyłek. Reszta pewnie się za nami stęskniła, a tamci  pewnie mają gdzieś w okolicy kolegów. 

Norwegia #2

Cześć! Dzisiaj znowu dostarczę Wam dawkę ciekawostek o Norwegii, o których prawdopodobnie nie słyszeliście.




Norweskie domy



Norweskie domy jednorodzinne są najczęściej drewniane. Tylko niekiedy mają murowane elementy. To właśnie dzięki temu zwyczajowi Norwegowie mają w wakacje tyle pracy, bo co 8-10 lat trzeba takie domki malować. A mniej więcej co 15-20 trzeba wymieniać deski.

Przechadzając się w Norwegii po miastach, można zauważyć, że owe domki są w większości białe, A często zdarzają się również czerwone.

Dlaczego?


Kiedyś, w Norwegii biały kolor domu zazwyczaj oznaczał zamożnego właściciela, ponieważ po prostu, biała farba była kiedyś bardzo droga - najdroższa. Za to czerwona najtańsza, ponieważ pozyskiwana z rybnej krwi.

W Norwegii nikogo nie dziwi drewniany dom, z trawą na dach. Ten widok jest bardzo charakterystyczny dla Norwegii. Czasem, na większym domu, zdarza się, że na dachu rośnie sobie drzewko.







A... reszta?


W Norwegii nasz odpowiednik groszy istnieje, ale nigdy nie zapłacimy przykładowo 44,56 koron. Taką kwotę zaokrągla się do 45kr. Jednak jak w sklepie mamy do zapłaty 50,48 koron, płacimy 50kr. To rozwiązanie zdecydowanie usprawnia proces zakupów oraz powoduje, że mamy lżejszy portfel. Jednak gdy płacimy kartą, kwota nie zostaje zaokrąglana. Dlatego również, większość na zakupy zabiera ze sobą karty chętniej niż gotówkę. Podobno władze norweskie planują zastąpić gotówkę elektronicznym odpowiednikiem, w formie karty. Wtedy dzieci miałyby nawet swoje karty, oczywiście w pełni kontrolowaną przez rodziców.



Zakupy?

Kiwi - jeden z najtańszych norweskich supermarketów. Można znaleźć tam dużo ciekawych promocji, w dodatku w wielu sklepach tej sieci znajdziemy poczęstunek. Kawa, ciastko, chrupki... Czasem można załapać się nawet na tort (z okazji przemeblowania sklepu)!


Zostańmy jeszcze przy temacie zakupów. Coop - kolejny supermarket, w którym można kupić dość tanią żywność (mam na myśli głównie produkty marki Coop oraz te w promocji). W dodatku w prawie każdym Coopie jest WiFi.


W każdym supermarkecie (Rema 1000, Kiwi, Coop, Rimi) - krajalnica do chleba. Nie dostaniemy w sklepie pokrojonego już chleba - musimy zawsze skorzystać z krajalnicy w sklepie. Czasem potrafi się zrobić spory tłok koło niej...




Kawa <3

Kochasz kawę? Pijesz ją hektolitrami? Jedź do Norwegii! Norwegowie piją ją cały czas, średnio po 4-5 filiżanek dziennie. Przeciętny Norweg zużywa 9,9 kg kawy rocznie! Więcej kawy piją jedynie Finowie. Popularne są „wielkie dolewki” na stacjach benzynowych. Kupujemy jeden kubek termiczny np. na Statoilu i na wszystkich stacjach tej sieci możemy dolać sobie kawy.




I jak tu się dogadać?

W Norwegii występuje około 400 dialektów. Norwegowie z północy niekiedy nie są w stanie porozumieć się z tymi z południa. Dochodzi nawet do sytuacji, że rozmawiają ze sobą po angielsku! Co ciekawe są również wyróżniane dwa główne rodzaje języka pisanego – bokmål i nynorskTen pierwszy używa ponad 80% Norwegów. 




Elektryczne samochody

Coraz więcej Norwegów posiada elektryczne samochody. Aktualnie na drogach bardzo często można je znaleźć, a właściciele tego typu samochodów nie muszą płacić za miejsca parkingowe czy autostrady i inne płatne drogi, w dodatku mogą odliczyć sobie aż 25% VAT-u. Jednak rząd zastanawia się nad zniesieniem ulg dla posiadaczy tego typu aut.


Prawie wszyscy Norwegowie zapowietrzają się, gdy mówią

Ciężko to opisać, ale na pewno potraficie sobie wyobrazić, że jak Norwegowie mówią to co kilka słów wciągają w charakterystyczny, dość głośny sposób powietrze. Wychodzi z tego takie urocze „eh”.


Uwaga na trolle!

Trolle to najbardziej znane norweskie istoty mityczne. Są dość brzydkie, niebezpieczne i wredne. Mieszkają w lasach i jaskiniach, a na ich cześć powstała między innymi Droga Trolli. To właśnie tam znajdziemy jedyny w swoim rodzaju znak drogowy „Uwaga na trolle”.




Szkoła

W Norwegii poziom nauczania jest strasznie niski - jednak, jak już wiecie, nauka języków jest w niej na wysokim poziomie.

Książki i zeszyty - to wszystko funduje szkoła.

Podczas długiej przerwy (trwającej w moim przypadku 45 minut) można wyjść po za teren szkoły - nawet i na drugi koniec miasta, byleby później zdążyć na lekcje.

W norweskich szkołach jako normalna lekcja jest gotowanie - jednak w tylko w klasach 7 i 9 (czyli w naszej 6 i drugiej gimnazjum).

Tutaj uczą się więcej praktyki, niż teorii (choć nie zawsze wychodzi im to na dobre).



Polacy jako najliczniejsza mniejszość narodowa

Z danych na 2015 rok wynika, że w Norwegii mieszka ponad 100 tysięcy Polaków, co powoduje, że są najliczniejszą mniejszością narodową w tym kraju.

Jeśli widzisz gdziekolwiek w Norwegii ludzi na budowie, i krzykniesz do nich "cześć", to prawdopodobieństwo, że Ci odpowiedzą wynosi około 70% (testowane). :v

piątek, 13 listopada 2015

Oszlifowany, czy nie, czyli kogo nie widzimy.

 Są wśród nas osoby, które cierpią... Nie widzisz ich cierpienia, bo nie widzisz ich samych. A może to Ty sam jesteś tym niewidzialnym.

Tacy ludzie są trochę jak nieoszlifowane diamenty. Są zamknięci w sobie i nie chcą się ujawnić. Nikt o nich nie pamięta i nie zwraca na nich uwagi. Przecież tak niewiele osób wie, że zanim diament stał się diamentem musiał najpierw być tym jednym z wielu nieoszlifowanych kamieni szlachetnych. Tym, na które my nie zwracamy uwagi. Zanim poznał wszystkich tych ludzi, których teraz zna, musiał najpierw się przełamać i przy poznawaniu odezwać. Jednym to idzie łatwo i szybko, a drugim jednak trochę gorzej.

Wracając do tych, których nie widać; plączą się oni w Twoim życiu, a Ty nie zwracasz na nich uwagi. Może wydaje Ci się to straszne i niemożliwe, ale zastanów się... Czy podczas zaciekłej rozmowy z kimś nie zdarzyło Ci się nie zwracać uwagi na trzecią osobę, która chciała się dołączyć do rozmowy? Tak, właśnie ta osóbka, co stała obok i Was słuchała.
Właśnie w ten sposób uświadamiasz tej osobie, że jest niewidoczna.
A może to Ty sam jesteś kimś takim?

Każdy chce widzieć to co najpiękniejsze. Pomyśl... Masz przed sobą dwie bluzki. Pierwsza: ładna, czysta i pachnąca. Druga: podarta i brzydka. Którą bierzesz? Wiadomo, że pierwszą. Każdy chce przyjaźnić się z tym, kto jest osobą otwartą, o ciekawym charakterze i pięknym wyglądzie. Wszystko co szare odchodzi na bok.

 Ale spokojnie wszystko da się naprawić. Pomóżmy nieoszlifowanym diamentom stać się pięknymi diamentami. Oni po prostu skrywają to co mają w środku i boją się tego ujawnić. Boi się odepchnięcia, czy wyśmiania...

Ale! Przecież człowiek zawsze może go oszlifować, czyli zagadać przyjaźnie, tym samym dodając odwagi. Nie bądźmy na wszystkich obojętni. Żaden człowiek nie zasługuje na ignorancje.

A teraz rada dla tych, którzy czują się pokrzywdzeni i boją się rozmawiać. Tak, wiem ludzie szukają osób z którymi mogą dużo rozmawiać i bez problemu im wychodzi prowadzenie rozmowy. Ale uwierz mi, nie wszyscy. Przyjdzie czas i ktoś zobaczy jaki jesteś wyjątkowy. Ktoś, kto będzie miał dobre oko. Szukać trzeba przez całe życie przyjaciela. Przyjdzie i czas na Ciebie. Bo przecież kiedyś musi...

Na koniec metoda, która w złe dni zawsze na mnie działa. Może i Tobie pomoże.

 Masz jakiś problem. Przemyśl go jeszcze raz. Jak myślisz, jak długo będzie trwał?

- Dzień? - nie... Nadal jeszcze będzie
- Tydzień? - Zapewne jeszcze będziemy o nim pamiętać.
- Miesiąc? - hmm.. To zależy jaki problem. Jeśli mały to już zniknie, a duży jeszcze może trwać.
- Dwa miesiące? - Brzmi nieźle co? Za dwa miesiące możliwe, że wszystko się ułoży i nawet nie będziesz pamiętać tego co było złego. Tyle jeszcze przez ten czas może się wydarzyć pozytywnego! A więc wytrwajmy ten miesiąc, może dwa lub rok, by potem móc się cieszyć pozytywami, bo warto.

Tak, właśnie taki dialog prowadzę w swojej głowie podczas problemów. To dodaje otuchy. No i jeszcze dobra muzyka Reggae, ale pewnie niektórzy nie lubią tego typu muzyki, a my niczego nie narzucamy. ;)


Patrz w przyszłość - może to Ty ujrzysz jak ktoś staje się diamentem?

czwartek, 12 listopada 2015

Naprawdę


Siedzę, towarzysząc wartownikom z trzechsetnego metra, na północ od WOGNu. Wyczerpana opowiadam o dzisiejszym wypadzie. Kończąc, milknie również Pietrow z gitarą, skupiając się na tym, co przed chwilą powiedziałam. Wokół panowała ta przyjemna cisza, którą czasami przerywał trzask ognia z małego ogniska, wokół którego siedzieliśmy, pijąc grzybową herbatę.

To test to. Konkluzja ludzkości w takich momentach jest nawet przyjemniejsza, niż życie przed nią.

Dlaczego? Bo teraz jesteśmy prawdziwi. Nie mamy już podczepionych sznurków, za które pociągają “władcy świata”. Jesteśmy wolni od piorącej mózg telewizji, od tych, co mówią jak “należy”, czy od tego umysłowego więzienia - “Internetu”.

Kiedyś ludzie to lubili. Lubili być więzieni. Lubili, gdy ktoś myślał za nich. Bo niby dlaczego dawali się tak łatwo omamiać?
A może byli po prostu zbyt leniwi? Przemierzali tylko te wydeptane ścieżki, by nie przemęczać się, czy nie chcąc cierpieć przy szukaniu nowych, własnych dróg?
Dopiero teraz tak na prawdę zaczynamy żyć. Teraz potrafimy to udowodnić. Bo w końcu - Ty, siedzący z drugiej strony i czytający to - skąd wiesz, że to nie jest kolejna manipulacja?
My, teraz, potrafimy udowodnić, że jesteśmy prawdziwi - w końcu sami potrafimy, a nawet musimy samodzielnie myśleć. Teraz nie wpływają na to rozmaite środki masowego odbioru. Tylko my sami. Sami decydujemy o tym, jak mają wyglądać nasze poglądy, ideały czy wiara. Naszymi jedynymi ograniczeniami jesteśmy my sami.
Umysły wolne od ograniczeń takich jak telewizja czy internet w formie GPSu prowadzącego nas przez życie, a nasz własny umysł nie zważa na działania innych i każdy z nas ma osobistą definicję szczęścia…
To jest marzeniem ludzkości.

My to teraz mamy. Czyżby koniec świata był jedyną drogą do zdobycia tego, co najbardziej wartościowe? Wychodzi na to, że koniec świata, jest zaledwie początkiem prawdziwego życia.


Takie teksty wychodzą po dłuższym zastanawianiu się nad tym, co próbuje nam przekazać wcześniej wspominany przeze mnie Mr. Freeman. A niby to tylko zwykły bohater “kreskówki”.

A Ty? Kiedy zaczniesz żyć?

niedziela, 8 listopada 2015

Mr. Freeman

Cześć, wybaczcie, że dzisiaj tak krótko... Jednak nie bardzo wiem, o czym Wam dzisiaj napisać. Po prostu pokażę Wam pewną rosyjską kreskówkę, która potrafi zmusić nas do głębszego zastanowienia się nad tym, co oglądamy. Łapcie - pierwszy odcinek.


Potrafisz udowodnić to, że jesteś prawdziwy?

W końcu - masz umysł wolny od stereotypów, bezgraniczny, nie podlegający innym. Prawda?

No właśnie jednak nie prawda... Ale - sami zobaczcie, przekonacie się.



Z polskimi napisami - spokojnie.



wtorek, 3 listopada 2015

Wewnętrzne demony

Tajemnicze, złe istoty siedzące gdzieś tam, z tyłu naszej głowy (i to wcale nie są Zakapturzeni). Bez przerwy mówią... Mówią do nas.

Jaka jest ich misja? To proste. Próbują przejąć nad nami kontrolę. A jak ją najłatwiej przejąć? Gdy ofiara jest słaba. Nie fizycznie, a psychicznie.

Więc nasze wewnętrzne demony robią wszystko byśmy tacy byli. Słabi.
Byśmy nie wierzyli w siebie; byśmy myśleli, że to właśnie my jesteśmy na samym dnie; byśmy bali się sami podejmować decyzji; byśmy bali się przeciwstawiać, gdy jest to potrzebne.

W każdym siedzą takie demony.

Na przykład u mnie, jeden cały czas powtarza, że wszystko co zrobię - każda moja praca, nie ważne jaka, jest kiepska, nie warta niczego więcej niż wyśmiania. Że wszystko co robię jest złe.
Inny wytyka mi moje wady - mówi, że z nimi nic nie osiągnę, nie warto nic robić.
Trzeci wykorzystuje każdą, KAŻDĄ chwilę słabości, wciągając mnie powrotem na samo dno,
a czwarty natomiast każe mi porównywać się do innych - pokazuje jak kiepska jestem w tym co robię, na podstawie innych.

Tych demonów jest mnóstwo. I każdy ma w głowie jakieś inne. Najgorsze jest to, że one nie znikają. Nigdy. Nie możemy się ich od tak pozbyć. Czyhają one na każdą, nawet najmniejszą chwilę naszej słabości, by zaatakować, by przekonać nas.

Ciężko jest je przechytrzyć, jednak da się. Wiedząc o ich istnieniu - zastanówmy się, czy na pewno wszystkie myśli i głosy w naszej głowie (nie, nie chodzi tu o schizofrenie) należą do nas. Zawsze pomyślmy, czy na pewno nie damy rady? Czy jesteśmy tymi najgorszymi? Czy nasze wady są złe?

W końcu każdy je ma - bez nich byli byśmy nudni...

Nie karm ich! Nie karm swoich, ani cudzych demonów.

To jest ciężkie - jeśli o własne chodzi. Jednak trzeba się im próbować przeciwstawiać.


One tylko na to czekają. Na Twoją chwilę słabości. Nie daj się pożreć.


Do napisania tego postu, zainspirował mnie Marco Kubiś. Myślę, że warto zajrzeć na jego kanał na yt.